Dlaczego taka podróż?
Przed wyjazdem
Start
WIZY / granice
Księga Gości
Bułgaria
Egipt
Estonia
Grecja
Węgry
Iran
Jordania
Litwa
Łotwa
Polska
Rumunia
Rosja
Słowacja
Syria
Turcja


Iran(III)

Persepolis , greckie słowo oznaczające "Miasto Persów", lub Takht-e Jamshid dla Irańczyków.


Persepolis, druga (po Pasargadach) stolica Persji, założona ok. 518 r.p.n.e. przez Dariusza I-wszego, aby imponować i symbolizować najwyższą władzę achemenidów. Pasargady zostały więc odsunięte na drugie miejsce. Miasto było zniszczone i spalone w 330 r.p.n.e. przez Aleksandra Wielkiego, który normalnie nie używał takich metod.

Persepolis jest z pewnością jednym z miejsc najbardziej symbolicznych w Iranie.



Z prawa: tekst w piśmie klinowym.

Na dole: brama narodów.


Perski lew atakujący byka asyryjskiego.



Płaskorzeźby . Są wszechobecne tak w Persepolis, jak w całym Iranie. Zresztą to głównie płaskorzeźby stanowią największą atrakcję tego miejsca.

Sziraz.

Już nocą przybyliśmy do Sziraz w poszukiwaniu mauzoleum Szacha Cheragha. Było to dosyć proste, bo jego ogromną kopułę oświetloną nocą widzieliśmy już z daleka.


Mauzoleum (XIII wiek) Amira Ahmada zwanego Szachem Cheragh, ważne miejsce pielgrzymkowe dla świata szyitów. Jego kopuła odbudowana po trzęsieniu ziemi otrzymała swą charakterystyczną bulwiastą formę.


Jednak nasze wejście do mauzoleum nie odbyło się bez trudu... Strażnik stojący przy wejściu zatrzymał nas grzecznie, pokazując Sebastianowi, że jego żona (ja) jest niewłaściwie ubrana. Okazało się , iż do mauzoleum nie mogę wejść bez czadora... Wtedy to po raz pierwszy (i jednocześnie ostatni) było mi dane owinięcie się nim. Krótko mówiąc strażnik wytłumaczył nam, iż nieszczęsny czador możemy wypożyczyć w pobliskiej księgarni. Towarzyszeni przez sympatyczne Iranki (znajdujące w naszej sytuacji coś zabawnego), odnajdujemy wskazaną księgarnię, prosząc tam o czador. Jednak zostaje on nam odmówiony, ze względu, iż nie jesteśmy muzułmanami! Wracamy się więc do naszego strażnika tłumacząc mu powstały problem. Po krótkiej chwili przynosi on za pazuchą czador i wręcza mi go mrugając oczkiem...

Po kilku dodatkowych wrażeniach związanych z odpowiednim założeniem tego kawałka czarnego materiału, i być może jeszcze raz rozbawiając przyjazne Iranki, pokazują nam one, że "tak jest dobrze", no i wreszcie wkraczamy do mauzoleum...



A nasze zwiedzanie okazuje się równie zabawne także w środku. Jak widać na pamiątkowym zdjęciu z boku mnie jako Darth Vader! Po zrobieniu tego zdjęcia Sebastian wybucha niesamowitym śmiechem, a na moje pytanie z czego się tak śmieje, wykrztusza z trudem: "moja żona jest czarną plamą!" No tak, oczywiście, zrobić zdjęcie w nocy kobiety owiniętej od stóp do głów czarnym materiałem nie może się skończyć inaczej...



Arg-e Karim Khan, zabytkowa cytadela z XVIII-ego wieku. I jej krzywa wieża...




W drodze do Ahwaz. Przesmyk Gaugamelski wśród tych gór niedostępnych.


Według legendy to tędy przeciska się Aleksander Wielki z jego armią, udając się na podbój Persji...

Biszapur.


Zejście do świątyni bogini wody Anahity znajdujące się pod ziemią. W kształcie kwadratu, 4 przeciwległe drzwi prowadzą do wąskiego korytarza okrążającego świątynię dookoła. Tu płynęła bez przerwy woda pozwalając odświeżyć powietrze.



Tchogan . Znowu te cudowne płaskorzeźby czczące zwycięstwa królów sasanidzkich nad Rzymianami. Tutaj pokonany cesarz rzymski.



W kraju czarnego złota. Odkryta w 1901 roku, ropa naftowa jest ogromnym bogactwem kraju, czyniąc z Iranu jedno z najbogatszych państw na świecie.

To nocą było nam dam dane przejeżdżać przez region Kuzystanu, i co za widok surrealistyczny zobaczyć niebo zapalone od kilkunastu ogromnych i wiecznie płonących kominów... Z początku pytaliśmy siebie o powód takiej "zorzy" w nocy i dopiero później zrozumieliśmy jej prawdziwą przyczynę...



To dzięki nawadnianiu uprawa jest możliwa w Iranie. Szerokie kanały nawadniające prowadzą wodę w pobliże pól.



Mieliśmy kolejny "dobry" pomysł by wziąć tą drogę poprzez góry z Hafgel do Shushtar. I zaczyna się wspinaczka na granicy możliwości naszego samochodu. Musieliśmy zatrzymywać się od czasu do czasu by ochłodzić silnik. Droga kręci się bez przerwy w niesamowitym i trudnym do zniesienia upale. Sebastian zaczął już sobie robić wyrzuty, bo po naszych problemach z samochodem na Łotwie, strasznie baliśmy się o niego przeczuwając nowe przygody. Poza tym, podczas kilkugodzinnej jazdy nie spotkaliśmy tu żywej duszy, co nie było dla nas pocieszające. A nasze mapy nie pokazywały poziomu wspinaczki...



Spotkaliśmy tylko osła osamotnionego tak jak i my...

Shushtar.

Obydwoje wpadliśmy w zachwyt nad pięknem tego miejsca. Jest tu tak gorąco, że mieszkańcy wyżłobili podziemne sale w skałach umieszczając w nich również młyny, by w ten sposób uzyskać odrobinę chłodu i świeżości. My byliśmy tu w październiku, a mimo to było już dla nas dosyć upalnie.



Można tu również podziwiać most- zaporę zwany mostem Waleriana. Nazwa pochodzi z faktu, iż Szapur I-wszy kazał tu pracować rzymskiemu cesarzowi Walerianowi, będącemu w jego niewoli.



Młyny wodne (sika) na rzece Rud-e Karun. Mogliśmy je zwiedzić tylko dzięki życzliwości młodego profesora irańskiego prowadzącego tu swój wykład ze studentami. To on otworzył nam przejście normalnie zamknięte dla zwiedzających i udzielił całej masy informacji, niestety bardziej w języku perskim, niż angielskim.



Pola trzciny cukrowej. Ich uprawa jest możliwa tylko dzięki nawadnianiu.

Choqa Zanbil (Puste wzgórze).

Choqa Zanbil jest najpiękniejszym przykładem ziguratu. Pochodzi z XIII-ego wieku p.n.e.



Powiada się, iż w przeszłości ten zigurat musiał przypominać wieżę Babel... Liczył 5 pięter i mierzył 60 metrów wysokości. Na jego szczycie znajdowała się świątynia poświęcona królowi Suse.




Przeciwnie do konstrukcji polegającej na nałożeniu jednej na drugą kilku piramid, tutaj kolejne i coraz wyższe piętra same osadzone były na ziemi.



Następne niezapomniane przeżycie: podbój ziguratu w nocy. Na miejsce zwiedzania przybyliśmy późnym popołudniem, gdy na dworzu robiło się coraz ciemniej. Naser, przewodnik i strażnik tego miejsca o ogromnej życzliwości przeprowadza z nami późną wizytę, wcale nie prosząc o kupno biletów.

Wspięliśmy się więc aż na sam szczyt z latarką w ręku. Wiatr owiewał nam twarze, a pojawiające się co chwilę błyskawice dodawały niesamowitości naszej przygodzie. Naser szedł przed nami wskazując drogę, a że zgubił jeden z kluczy otwierających wejście na szczyt, musieliśmy niejako włamać się do jego twierdzy. Wreszcie gdy znaleźliśmy się na szczycie, czuliśmy się jak Indiana Jones, który musiał przejść przez kilka przygód, aby zdobyć swój skarb...



Tutaj Naser razem z nami już następnego dnia. Tuż po wspólnej wspinaczce ziguratu, Naser zaprosił nas do siebie do domu. Razem z nim zjedliśmy kolację podaną nam na ogromnej tacy na podłodze, gdyż zwyczajem wszystkich krajów muzułmańskich, tutaj siedzi się bezpośrednio na dywanach. A przy okazji poznaliśmy całą rodzinę Nasera, jak i jego przyjaciół, bo nie omieszkali się oni przyjść by nas powitać. Gościnność muzułmańska przede wszystkim!!!

W mieszkaniu Nasera na ścianie wisiało kilka zdjęć i obydwoje z Sebastianem przypuszczamy, że byli to jego bracia, bohaterowie wojenni, którzy zginęli podczas wojny Iran- Irak. Tu z wielką czcią podchodzi się do wszystkich, którzy zginęli na tej wojnie, bardzo boleśnie wpisanej w historię Iranu. A oprócz tych kilku zdjęć w pomieszczeniu znajdował się jeszcze tylko telewizor i... odtwarzacz DVD, który Naser nie omieszkał się włączyć. I co nas zdumiło: w przeciwieństwie do telewizji irańskiej, gdzie wszystkie kobiety są ubrane w długie suknie maskujące ich kształty, a na głowach obowiązkowo w chusteczki; kolekcja DVD Nasera pokazywała klipy egipskie z pół-nagimi kobietami wykonującymi taniec brzucha... Jak się okazało Naser był arabem i bardzo krytykował obecną sytuację w Iranie.



Choć Naser zaproponował nam nocleg u siebie, jeszcze tym razem nie zdradziliśmy naszego samochodu, tak więc noc przebyliśmy na tej spokojnej uliczce, odwiedzani przez gromady ciekawych dzieci... Rano zjedliśmy wspólne śniadanie i jeszcze raz udaliśmy się do ziguratu, gdzie Naser pokazał nam podziemny korytarz normalnie zamknięty dla zwiedzających. I znowu poczuliśmy się jak w przygodach Indiany Jonesa, gdy przechodząc tymi korytarzami o okropnym odorze, straszyliśmy wszystkie nietoperze uczepione u sufitu i zaczynały one latać nad naszymi głowami. I co tu dużo mówić: pod stopami wcale nie było lepiej, gdyż każdym krokiem miażdżyliśmy gromady czarnych wielkich chrząszczy. (Ciastko z kruszonką, jakby to powiedział Indiana Jones!) Ale to już całkiem inna historia...


Przegrywanie kaset video VHS na DVD.